Często słyszę w gabinecie o braku energii. My kobiety mamy z tym tematem prawdziwy problem. Zmęczenie, brak sił, ciągły niedoczas, szczególnie gdy „łączysz” obowiązki pracy, domu, bycia matką i partnerką.
Nieraz mam wrażenie, że słucham opowieści z obozu pracy, realizowanej w atmosferze bycia miłą, rozumiejącą i w oczekiwaniu, że osoba „pomagająca” czyli partner/mąż czasem wspomoże.
Śmiać mi się chce gdy czytam, że należy chwalić partnera gdy coś umyje czy ugotuje czy cos zrobi przy dziecku czy domu.
Zdaję sobie sprawę, że są tacy mężczyźni, którzy nie pasują do tego opisu ale tu piszę do tych kobiet, które borykają się z patriarchatem w sobie i swoich związkach, wyrażających się w przekonaniach:
- kobieta zawsze jest do dyspozycji, wie co gdzie leży, kiedy coś ma się wydarzyć (zakupy, co dziecko a przynieść do szkoły, co będzie na obiad)
- można z niej korzystać według swojego uznania np. z jej „genów” gotowania, sprzątania, logistyki
- nie bywa zmęczona, bo nic ją nie kosztuje ogarnianie wszystkiego i wszystkich, gdyż jest to w jej naturze i lubi to, wręcz kocha
- robi to wszystko będąc jednocześnie miłą i wyrozumiałą wobec zmęczenia innych współdomowników jak dla ich nielubienia robienia czegoś np. mycia podłogi.
- mężczyzna nie myje podłóg lub okien, to przekonanie nie jest z ubiegłych stuleci (mój dziadek tak uważał) ale słyszałam je od dość młodych ludzi. W domyśle rozumiemy, że tak niegodne zadania wykona kobieta.
Można by się uśmiać gdyby nie to, że te przekonania NAPRAWDĘ są aktualne i działają w naszych głowach.
Owocuje drenowaniem nas z energii gdyż nie jest możliwe, by nie robić to wszystko bez własnej szkody i bez konsekwencji, w końcu lądując u lekarza z objawem, cierpieniem, bólem lękiem czy depresją.
Wydaje się to logicznych i naturalnych następstwem przewlekłego stresu życiowego jaki jest przygotowany dla kobiet w naszej szerokości geograficznej.
Czy jest tak na całym świecie? No raczej tak. W różnej skali i formie.
Są kraje bardziej od nas zaawansowanie w wiedzy, że kobieta jest człowiekiem czyli jednak, że jak mężczyzna 🙂 i prawo jest tak ustawione, że trzyma w ryzach „naturalnie, nie wiedzieć czemu, osuwanie się w kierunku przesuwania kobiet w mniej znaczące rejony (mówiąc, że są wiele znaczące, mamy tu podwójne standardy na przykład o tym, że kobiety takie ważne, jednocześnie odbierając im prawo do decydowania o swoim ciele).
A my mamy jeszcze wiele do zrobienia w tym temacie.
Dlaczego nie zacząć od siebie i przyjrzenia się swoim myślom, przekonaniom na temat przykazania bycia grzeczną dziewczynką i skutkom wiary, że bycie miłą i grzeczną to jedna forma bycia akceptowaną?
Tak bardzo jest nam to wtłaczane, że podczas prowadzonych przeze mnie sesji wiele czasu spędzamy na dociekaniu, czy można być dobrym człowiekiem nie zgadzając się na wszystko czego się od nas oczekuje.
Że oczekiwania innych nie są świętością nie do podważenia.
Że nie żyjemy po to, by opiekować wszystkich i wszystko co się do nas adresuje.
Kobiety mają wielki problem, by uznać swoje prawo do odmawiania, wybierania i decydowania o sobie.
Jesteśmy tak mocno WYCHOWYWANE do bycia potrzebnymi, niezbędnymi a jednocześnie pomijanymi i unieważnianymi, również przez siebie same, że odklejenie się od tej praktyki wymaga:
- uwagi
- zaangażowania
- wysiłku refleksyjności
- wsparcia innych kobiet, które już to wiedza i umieją.
Bycie Kobietą Pożyteczną, Niezbędną, Grzeczną i Dobrą to najlepsza droga do wypalenia i odłączenia od energii kobiecej. Potwierdzają to badania naukowe.
Uważaj na tryb Dawczyni u siebie!
Ale o co tu chodzi?
Mówię tu o trybie życia kobiety jako wiecznej Dawczyni, żyjącej w trybie Dawania, zamiast w trybie własnego Życia i w trybie osoby po prostu żyjącej . Te określenia spotkałam w polecanej przez mnie książce sióstr Nagosky „Wypalenie” o stresie przewlekłym u kobiet. Wspaniała lektura!
To jest tak bardzo nagradzany społecznie tryb, dostajemy akceptację, podziw, gdy wypełniamy to zadane nam zadanie, polegające na wykorzystywaniu i używaniu.
No i ta własna wewnętrzna presja…”powinnam, muszę, nie powinnam, nie mogę” wsparta poczuciem winy, gdy coś bym miała zostawić, komuś odmówić, “nie dać rady”.
To działa i niszczy Twoje ciało, umysł, samoocenę.
Nadnercza , przysadka, tarczyca nie są w stanie 24 na dobę przez kilkadziesiąt lat obsługiwać całodobowej mobilizacji ciała i umysłu do niekończących się zadań, zamartwiań, by zdążyć ze wszystkim.
Są wypalone i przeciążone, a to stopniowo obciąża całe ciało- gospodarka hormonalna/płodność/tarczyca/choroby autoimmunologiczne/alergie/objadanie/ nadwaga/insulinoodporność/cukrzyca typu 2.
I lądujemy w końcu u lekarza. Jeśli odrobimy tą lekcję, to może być dobry moment na stop klatkę w swoim życiu, na zastanowienie co się dzieje. Naprawdę nie musisz chorować na skutki przewlekłego stresu!
W końcu jednak zaczyna brakować energii, ale wtedy dociskamy jeszcze bardziej, staramy się usilniej dawać radę, zamiast przystanąć i odpuścić To nam jeszcze nie przychodzi do głowy, nikt nam nie mówił, że można inaczej .
Może też pojawić się OBJAW jak lęk, depresja lub jakiś inny sygnał z ciała lub ducha. I to jest nasza SZANSA, gdyż gdzieś się zgłaszamy. Po pomoc.
Będąc grzeczną, pożyteczną i dobrą dla wszystkich, tylko nie dla siebie – tracisz więc siebie, odcinasz się od swoich zasobów i prawdziwego JA.
Stopniowo, ale w sposób nie do uniknięcia stajesz się niekompletna, jesteś nauczona zostawiać siebie.
Dalsze skutki pozostawania długo w przewlekłym stresie życiowych wynikającym z trybu DAWANIA to pustka, przewlekła choroba ciała, poczucie życia nie swoim życiem, brak sensu.
Pozornie temat łatwy ale lata uczenia nas jakie mamy być robi swoje.
Z moich doświadczeń osobistych i towarzyszenia w zmianie u kobiet w stawaniu się sobą zamiast grzeczna wynika jednak, że warto sięgnąć po siebie!