Kobieta czyli kto?

Zajrzyj do 64 odcinka w podcaście LINK

Kobieta czyli kto? Znasz definicję siebie? Sprawdź!

https://youtu.be/j0osSVSOtm8   youtube dostępne od 17.10 godz 17.00

Ten temat jest bardzo ważny. Dla stanu naszego mózgu, a chcemy żeby nie był lękowy.

Kto nas określa? Kto nam mówi jakie mamy być?

A jeśli szkoła, systemy religijne, państwo mówi nam to, to czy myśli o naszym dobru, komforcie, bezpieczeństwie, czy swoim? Jaki to ma wpływ na Twój lęk i poziom stresu?

Wiedza o dużych systemach podaje, że ich celem jest podtrzymywanie samych siebie. Tak już jest. W państwach o wyższym rozwoju, jest już gotowość do bardziej dojrzałego funkcjonowania organizacji i rozumienia człowieka, w tym kobiety.

Mieszkając w takim miejscach, możemy doświadczać dobrodziejstw dopuszczania wielości stylów życia, ekspresji, rozumienia celu życia i form oraz różnych typów relacji i związków w jakich chcemy żyć. 

Natomiast źródłem wielkiego stresu życiowego jest otrzymywanie informacji i straszenia, że nie jesteś ok, że jesteś jakimś złem, zagrożeniem wręcz jeśli jako osoba płci żeńskiej szukasz siebie, swojej drogi, czy po prostu chcesz mieć dostęp do zwyczajnych praw człowieka w tym decydowania o sobie.

Ten temat jest bardzo ważny. Dla stanu naszego mózgu, a chcemy żeby nie był lękowy.

Kto nas określa? Kto nam mówi jakie mamy być?

A jeśli szkoła, systemy religijne, państwo mówi nam to, to czy myśli o naszym dobru, komforcie, bezpieczeństwie, czy swoim? Jaki to ma wpływ na Twój lęk i poziom stresu?

Wiedza o dużych systemach podaje, że ich celem jest podtrzymywanie samych siebie. Tak już jest. W państwach o wyższym rozwoju, jest już gotowość do bardziej dojrzałego funkcjonowania organizacji i rozumienia człowieka, w tym kobiety.

Mieszkając w takim miejscach, możemy doświadczać dobrodziejstw dopuszczania wielości stylów życia, ekspresji, rozumienia celu życia i form oraz różnych typów relacji i związków w jakich chcemy żyć. 

Natomiast źródłem wielkiego stresu życiowego jest otrzymywanie informacji i straszenia, że nie jesteś ok, że jesteś jakimś złem, zagrożeniem wręcz jeśli jako osoba płci żeńskiej szukasz siebie, swojej drogi, czy po prostu chcesz mieć dostęp do zwyczajnych praw człowieka w tym decydowania o sobie.

Dlatego definiowanie siebie uważam z punktu lekarskiego za niezbędne do utrzymania lub odzyskania zdrowia psychicznego i fizycznego. Nie sprzyja temu sytuacja gdy ktoś nas definiuje i wymaga realizacji tych definicji pod różnymi groźbami.

Odrzucanie szkodliwych przekonań na swój temat, zwłaszcza tych nie swoich,  w tym na temat tego co to znaczy być kobietą – uważam za niezbędne dla zdrowia psychicznego wszystkich, zwłaszcza nas kobiet.

Zauważ, że jeśli w dodatku jesteś kobietą ale nie masz ochoty wstawiać się do schematu obrazka, stereotypów ekspresji płci lub /i jesteś osobą niebinarną to wpadasz w dalsze doły stresu i „nie pasowania’ do systemów dopuszczanych jako „norma” w naszym kraju.

I lęk rośnie. Lęk przed odrzuceniem, karą (?), nienawiścią, złym słowem.

No to wracam do tematu:

 Co to znaczy być kobietą? Pisze o tym w newsletterze i postanowiłam zamieścić tu ten odcinek, który udało mi się  dość komunikatywnie poskładać, bez zmian.

Nikt nam w szkole ani rodzinie nie wyjaśniał głębi tego tematu. Może tylko tyle, żeby się nie pobrudzić i nie biegać, nie krzyczeć, być grzeczną, pomagać innym, nie przechwalać się, nie być egoistką  czyli nie oczekiwać za dużo dla siebie.

Czy istnieje w ogóle coś takiego jak  tak zwana „ kobiecość”?  Brzmi to prawie jak jakaś mistyka kobiecości!

Często słyszę podczas sesji z kobietami  przekonanie, że tak!  Istnieje i że trzeba ją, jak świętego Graala, szukać i zdobyć. Bo jak nie, to…nie jesteśmy kobiece. A to jest bardzo źle. 😊

Tego typu “kobiecość “ polega według wielu kobiet,  na wierze w to, że:

– istnieje coś takiego jak model kobiecość, w którym trzeba się w spełniać,

-ma to wiele wspólnego z wyglądem np. byciem wypielęgnowaną,  do tego najlepiej szczupłość i bycie sexi (demonstrowanie ciała? bycie pożądaną? Bo jak nie to, jest bardzo źle),

-założenie rodziny i “posiadanie” dziecka stanowi o tejże “kobiecości”, a brak tychże świadczy o naszym wybrakowaniu, 

-bycie „kobiecą kobietą” oznacza też bycie w stałej dyspozycyjności wobec potrzeb innych osób, nawet tych dorosłych i samodzielnych,

-wyręczanie innych i dawanie siebie bez granic (czytaj: bez uwzględnienia swoich potrzeb i planów) to dowód, że jesteś „dobrą” partnerką, pracownicą, matką i człowiekiem,

-bycie “dobrym człowiekiem” oznacza też bycie zawsze grzeczną i dającą uwagę i czas innym,

zmęczenie  dotyczy wszystkich tylko nie Ciebie, ale jeśli już dopuszczasz poczucie zmęczenia, to wraz z poczuciem winy, że za mało się starasz,

-gotowanie i sprzątanie zawarte jest w, „genach kobiecych” (to cytat z wypowiedzi pewnego młodego mężczyzny)

-po powrocie z pełnoetatowej pracy, kobieca kobieta zakłada fartuch i realizuje drugi i trzeci etat (prace domowe, opieka nad domownikami, takimi jak: mąż, rodzice, teściowie, partner/partnerka, dzieci, zwierzęta, którzy w tym czasie odpoczywają po męczącym dniu.

Czerpię tu z wypowiedzi współczesnych młodych kobiet.

Pokazuje to, że zestaw wpajanych nam przekonań o tym kim jest kobieta, ma się nadal dobrze i jest powielany przez kolejne pokolenia i jest ochoczo wspierane przez nasze otoczenie (rodzina, państwo, system religijny).

Zjawisko to jest wspierane przez to społeczeństwo w jakim żyjemy, nie bójmy się tego słowa, nadal pełnym cech patriarchalnych.


Jak myślisz, jakie skutki dla Twojego zdrowia i życia przynosi realizowanie takiego zestawu przekonań? I do tego funkcjonujących przez całe Twoje dotychczasowe życie?

Zakładam, że jeśli jesteś kobietą, która żyje według nich i czuje się świetnie, to nie czytasz tego artykułu i w ogóle nie ma Cię pośród subskrybentek moich materiałów. 

Bo tak można żyć, owszem, ale tylko do czasu, kiedy to pojawiają się, „nie wiadomo skąd” (ale my już wiemy skąd, prawda?), dolegliwości, lęki, depresje, brak sensu życia i  frustracje, a ze stresu bierze się zajadanie i tycie. (oczywiście bierze się też z jedzenia wysokowęglowodanowego, ale stres ma tu  wiele do powiedzenia).

Zaznaczam, że nie jestem wrogiem bycia w dobrych relacjach z otoczeniem i wymieniania się wzajemnie dawaniem, i otrzymywaniem, nie ma we mnie jedynie zgody na wypalanie jednych kosztem drugich i dorabiania do tego ideologii politycznej, religijnej czy psychologicznej. (niestety przez wiele dziesiątek lat panowała psychologia nie uwzględniające naszych kobiecych potrzeb, uważająca, że męskie jest wzorcem i punktem odniesienia dla wszystkich, naukowcami byli początkowo głównie mężczyźni).

Jeśli interesuje Cię pogłębienie tego tematu to polecam książkę “Mistyka kobiecości” Betty Friedan, która została napisana w  roku 1963. Ciągle wznawiana, ciągle inspirująca i ciekawa, aktualna w pewnych aspektach.

Może zapytasz, jaki to ma związek z obecnymi czasami? Zadziwiająco dużo.

Czytałam ją niedawno, z  wielką ciekawością, chcąc ostatecznie zgłębić odpowiedź na moje pytania: skąd pomysł , że jakaś jedna forma bycia kobieta jest pożądana dla naszego otoczenia/państwa/religii, a inna już nie?  O co tu chodzi???

Historia przekonań o “mistyce kobiecości”, o wzorcu kobiety poświęcającej się własnym kosztem, oddanej głównie lub wyłącznie rodzinie, oprócz wzorców polskich,  sięga też USA, skąd różne trenty i nurty promieniują na cały świat.

Okazuje się, że w okresie zimnej wojny z Rosją, powstała tam idea, iż wyłącznym i pożądanym przez państwo USA celem życia kobiety jest opieka nad mężem, wpieranie jego ważnej dla państwa roli jako mężczyzny  i rodzenie wielu dzieci.

Wychodziły za mąż i rodziły po kilkoro dzieci nawet nastolatki, taka była siła tej narracji i patriotyczna chęć odnalezienia się w niej. 

Miało to być panaceum na wygranie z komunizmem, z Rosją. (baby boom, urodzenie wielu wartościowych dla USA chłopców).

Uważano, że nawet ukończenie prestiżowych uczelni przez zdolne kobiety miało służyć temu, by mogły wpierać mężów,  zabawiać ich gości w czasie przyjęć, gotować, sprzątać i rodzić. Państwo promowało taki  sens życia kobiety.

 Realizację siebie w zawodach o jakich marzyły lub w jakich zostały wykształcone uznano za  nieistotną, nie wartościową i niepotrzebną wtedy państwu aktywność .

Karykaturą takiej narracji i oczekiwań wobec kobiet jest film “Żony ze Stepford”, naprawdę warto zobaczyć, dobra  komedia kryminalna z wątkiem omawianym i fajną obsadą.  https://www.filmweb.pl/film/%C5%BBony+ze+Stepford-1975-35740

A kto o tym decydował?

Zaraz będziesz wiedziała: w latach 50 tych w USA mężczyźni stanowili 97% wszystkich prawników, 95% lekarzy, 78% wykładowców, 97% członków kongresu, senatorów, ambasadorów. No i już.

Książka, o której tu wspominam, była więc wstrząsem dla kreatorów powyższego rozwiązania, gdyż autorka wskazywała, na przykładzie własnym (była bardzo wykształconą kobietą) i innych kobiet, jakie są skutki “udomowienia” połowy społeczeństwa.

O tych skutkach zaś, takich   jak  osamotnienie, frustracja, depresja, brak sensu życia, poczucie bycia uwięzioną, wyizolowaną, pozbawioną szans na rozwój nie zaczynający się i kończący w domu – kobietom nie wypadało mówić z powodów patriotycznych.

Milczały więc, starając się sprostać stawianym im oczekiwaniom.

Jedyne co mogło się tu stać to wzrost  “objawów” nerwicowych  i depresji u kobiet, wynikających ze stłumionych emocji i frustracji.

Jak się to ma do Ciebie?

Oczywiście sytuacja w naszym kraju była  i jest inna ale istnieje  polski syndrom udomowienia kobiet.

Ma on bardziej charakter “dzielnej ofiary”, (za Mirosławą Marody i Anną Giza Poleszczuk “Być kobietą, być mężczyzną” ).

Natomiast Sławomira Walczewska pisała o “matce gastronomicznej”czyli jak rozumiem, karmiącej innych.

Pamiętam własne emocje, gdy uczyłam się mówić, że jestem z tych “nie gotujących”. Bo przecież kobieta karmi innych i jest  wstyd  (?!) (tłumaczymy się), że nie gotuję dla siebie i całej rodziny, po pracy, codziennie i z entuzjazmem, a wręcz ta czynność nudzi mnie i męczy, bo chętniej robię po prostu inne rzeczy.

Przy czym nie mówimy tu o byle jakim gotowaniu: kobieta –matka gastronomiczna gotuje sama, nie kupuje gotowców, najlepiej też gdy  codziennie jest  świeżo ugotowane jedzenie,  zupa, drugie danie  deser.  Taki przekaz może nieświadomie tkwić w naszych głowach. W mojej, na przykład, tkwił choć nikt mi tego wprost nie mówił.

I znowu: super, jeśli to przekonanie, że wszystko robić sama i to  wersji maxi działa Ci dobrze i jesteś przy tym zdrowa i szczęśliwa. 

Ale co z tymi kobietami, które widzą, że  to  nie ich bajka i nie są szczęśliwe z takiego „modelu kobiecości”?

A jednocześnie czują, że są jakieś nie prawidłowe, wadliwe, egoistyczne, leniwe, nie kobiece, gdy nie mają ochoty, nie widzą sensu, nie mają zamiaru kontynuować tej narracji o kobietach „typu matka gastronomiczna”?

Docieranie,  w prowadzonych przeze mnie sesjach z kobietami, do  zmiany w myśleniu, aby temat jedzenia ogarnąć inaczej,  zajmuje niektórym kobietom naprawdę sporo czasu.

Wymaga to również podważenia w swojej głowie podwalin myślenia ograniczającego nasze myślenie (patriarchalnego, gdzie system wskazuje miejsce kobiecie).

 Uświadomienie sobie tej sytuacji, ról do jakich jesteśmy delegowane przez rodzinę i tzw. kulturę  i potem  decyzja o podjęciu zmiany  w swoim myśleniu to naprawdę wyzwanie.

Możesz jednak to zrobić! 

Zmierzam do tego, że zmiana swojego myślenia o roli kobiety jest możliwa choć nie jest łatwa.

Szczególnie jeśli rządzą w naszych umysłach nie nazwane dotąd, nieświadome, a wdrukowane w nasze umysły, już w dzieciństwie, przekonania.  Są one jak aplikacje wgrywane w nasze umysły od dzieciństwa, bez naszej świadomej zgody . Jest to tak zwane „wychowanie”.

To przeciwnik, którego jednak należy i można nazwać .

Zauważyć jak próbuje nami rządzić za pomocą poczucia winy, zawstydzania o wprowadzania w lęk, że nie jesteś taka jaka powinnaś być.  A kysz!

Czy znasz te uczucia?

Sama przez to przechodziłam i naprawdę wiem, co to za siła, która umieściła w naszych głowach te przekonania, szczególnie te: “co powinnam” i “muszę”. Te są szczególnie wredne i kontrolują nas poczuciem „bycie nie w porządku” i :bycia egoistką”.

Można się od nich uwolnić! Inaczej nie przestaniesz się bać chcąc być naprawdę sobą.

Nieraz obserwuję u siebie echa tych przekonań, ale  są to już takie sobie wydmuszki,  ale jednak nadal potrafią  zaskoczyć i na chwilę zdemotywować.

 Teraz bywają już  u mnie tylko na chwilę i po ich zaobserwowaniu i nazwaniu i odpuszczeniu ich odpadają, jak nie potrzebne skorupki.

Ty też możesz popracować nad swoimi przekonaniami, sama , ze mną, poznając ich naturę i stopniowo wymontowując je ze swojego umysłu.

Zależy na jakim etapie poznawania siebie jesteś, ale zawsze masz wybór.

Możesz czytać  newsletter, słuchać  moich nagrań, pracować sama  lub wejść w proces zmiany ze mną, znaleźć grupę kobiet dla siebie, zapisać się na warsztat o lęku i zainwestować w swój rozwój.

Cokolwiek zrobisz, to jest ważne. To Twój proces.

Refleksja i działanie – to podstawa uczenia się nowych rzeczy u dorosłych ludzi.

 Twoja decyzja i wybór, to, co zrobisz jest  ważnym krokiem ku sobie, ku uwolnieniu się od lęku przed byciem sobą.

Przygotowanie się  do wędrówki ku upragnionej drodze ku Sobie, ku swojej prawdziwej Istocie,  to bardzo ważny i niezbędny etap. Nie szczędź więc czasu dla siebie.

Wiedza, na temat tego, czego potrzebujesz, by Twoja podróż do Siebie zaowocowała sukcesem, to podstawa.

Dlatego przekazuję ją i rozwijam w swoich publikacjach i projektach indywidualnych i warsztatowych, w formie podcastu, bloga czy kanału Youtube.

Dlatego definiowanie siebie uważam z punktu lekarskiego za niezbędne do utrzymania lub odzyskania zdrowia psychicznego i fizycznego. Nie sprzyja temu sytuacja gdy ktoś nas definiuje i wymaga realizacji tych definicji pod różnymi groźbami.

Odrzucanie szkodliwych przekonań na swój temat, zwłaszcza tych nie swoich,  w tym na temat tego co to znaczy być kobietą – uważam za niezbędne dla zdrowia psychicznego wszystkich, zwłaszcza nas kobiet.

Zauważ, że jeśli w dodatku jesteś kobietą ale nie masz ochoty wstawiać się do schematu obrazka, stereotypów ekspresji płci lub /i jesteś osobą niebinarną to wpadasz w dalsze doły stresu i „nie pasowania’ do systemów dopuszczanych jako „norma” w naszym kraju.

I lęk rośnie. Lęk przed odrzuceniem, karą (?), nienawiścią, złym słowem.

No to wracam do tematu:

 Co to znaczy być kobietą? Pisze o tym w newsletterze i postanowiłam zamieścić tu ten odcinek, który udało mi się  dość komunikatywnie poskładać.

Nikt nam w szkole ani rodzinie nie wyjaśniał głębi tego tematu. Może tylko tyle, żeby się nie pobrudzić i nie biegać, nie krzyczeć, być grzeczną, pomagać innym, nie przechwalać się, nie być egoistką  czyli nie oczekiwać za dużo dla siebie.

Czy istnieje w ogóle coś takiego jak  tak zwana „ kobiecość”?  Brzmi to prawie jak jakaś mistyka kobiecości!

Często słyszę podczas sesji z kobietami  przekonanie, że tak!  Istnieje i że trzeba ją, jak świętego Graala, szukać i zdobyć. Bo jak nie, to…nie jesteśmy kobiece. A to jest bardzo źle. 😊

Tego typu “kobiecość “ polega według wielu kobiet,  na wierze w to, że:

– istnieje coś takiego jak model kobiecość, w którym trzeba się w spełniać,

-ma to wiele wspólnego z wyglądem np. byciem wypielęgnowaną,  do tego najlepiej szczupłość i bycie sexi (demonstrowanie ciała? bycie pożądaną? Bo jak nie to, jest bardzo źle),

-założenie rodziny i “posiadanie” dziecka stanowi o tejże “kobiecości”, a brak tychże świadczy o naszym wybrakowaniu, 

-bycie „kobiecą kobietą” oznacza też bycie w stałej dyspozycyjności wobec potrzeb innych osób, nawet tych dorosłych i samodzielnych,

-wyręczanie innych i dawanie siebie bez granic (czytaj: bez uwzględnienia swoich potrzeb i planów) to dowód, że jesteś „dobrą” partnerką, pracownicą, matką i człowiekiem,

-bycie “dobrym człowiekiem” oznacza też bycie zawsze grzeczną i dającą uwagę i czas innym,

zmęczenie  dotyczy wszystkich tylko nie Ciebie, ale jeśli już dopuszczasz poczucie zmęczenia, to wraz z poczuciem winy, że za mało się starasz,

-gotowanie i sprzątanie zawarte jest w, „genach kobiecych” (to cytat z wypowiedzi pewnego młodego mężczyzny)

-po powrocie z pełnoetatowej pracy, kobieca kobieta zakłada fartuch i realizuje drugi i trzeci etat (prace domowe, opieka nad domownikami, takimi jak: mąż, rodzice, teściowie, partner/partnerka, dzieci, zwierzęta, którzy w tym czasie odpoczywają po męczącym dniu.

Czerpię tu z wypowiedzi współczesnych młodych kobiet.

Pokazuje to, że zestaw wpajanych nam przekonań o tym kim jest kobieta, ma się nadal dobrze i jest powielany przez kolejne pokolenia i jest ochoczo wspierane przez nasze otoczenie (rodzina, państwo, system religijny).

Zjawisko to jest wspierane przez to społeczeństwo w jakim żyjemy, nie bójmy się tego słowa, nadal pełnym cech patriarchalnych.


Jak myślisz, jakie skutki dla Twojego zdrowia i życia przynosi realizowanie takiego zestawu przekonań? I do tego funkcjonujących przez całe Twoje dotychczasowe życie?

Zakładam, że jeśli jesteś kobietą, która żyje według nich i czuje się świetnie, to nie czytasz tego artykułu i w ogóle nie ma Cię pośród subskrybentek moich materiałów. 

Bo tak można żyć, owszem, ale tylko do czasu, kiedy to pojawiają się, „nie wiadomo skąd” (ale my już wiemy skąd, prawda?), dolegliwości, lęki, depresje, brak sensu życia i  frustracje, a ze stresu bierze się zajadanie i tycie. (oczywiście bierze się też z jedzenia wysokowęglowodanowego, ale stres ma tu  wiele do powiedzenia).

Zaznaczam, że nie jestem wrogiem bycia w dobrych relacjach z otoczeniem i wymieniania się wzajemnie dawaniem, i otrzymywaniem, nie ma we mnie jedynie zgody na wypalanie jednych kosztem drugich i dorabiania do tego ideologii politycznej, religijnej czy psychologicznej. (niestety przez wiele dziesiątek lat panowała psychologia nie uwzględniające naszych kobiecych potrzeb, uważająca, że męskie jest wzorcem i punktem odniesienia dla wszystkich, naukowcami byli początkowo głównie mężczyźni).

Jeśli interesuje Cię pogłębienie tego tematu to polecam książkę “Mistyka kobiecości” Betty Friedan, która została napisana w  roku 1963. Ciągle wznawiana, ciągle inspirująca i ciekawa, aktualna w pewnych aspektach.

Może zapytasz, jaki to ma związek z obecnymi czasami? Zadziwiająco dużo.

Czytałam ją niedawno, z  wielką ciekawością, chcąc ostatecznie zgłębić odpowiedź na moje pytania: skąd pomysł , że jakaś jedna forma bycia kobieta jest pożądana dla naszego otoczenia/państwa/religii, a inna już nie?  O co tu chodzi???

Historia przekonań o “mistyce kobiecości”, o wzorcu kobiety poświęcającej się własnym kosztem, oddanej głównie lub wyłącznie rodzinie, oprócz wzorców polskich,  sięga też USA, skąd różne trenty i nurty promieniują na cały świat.

Okazuje się, że w okresie zimnej wojny z Rosją, powstała tam idea, iż wyłącznym i pożądanym przez państwo USA celem życia kobiety jest opieka nad mężem, wpieranie jego ważnej dla państwa roli jako mężczyzny  i rodzenie wielu dzieci.

Wychodziły za mąż i rodziły po kilkoro dzieci nawet nastolatki, taka była siła tej narracji i patriotyczna chęć odnalezienia się w niej. 

Miało to być panaceum na wygranie z komunizmem, z Rosją. (baby boom, urodzenie wielu wartościowych dla USA chłopców).

Uważano, że nawet ukończenie prestiżowych uczelni przez zdolne kobiety miało służyć temu, by mogły wpierać mężów,  zabawiać ich gości w czasie przyjęć, gotować, sprzątać i rodzić. Państwo promowało taki  sens życia kobiety.

 Realizację siebie w zawodach o jakich marzyły lub w jakich zostały wykształcone uznano za  nieistotną, nie wartościową i niepotrzebną wtedy państwu aktywność .

Karykaturą takiej narracji i oczekiwań wobec kobiet jest film “Żony ze Stepford”, naprawdę warto zobaczyć, dobra  komedia kryminalna z wątkiem omawianym i fajną obsadą.  https://www.filmweb.pl/film/%C5%BBony+ze+Stepford-1975-35740

A kto o tym decydował?

Zaraz będziesz wiedziała: w latach 50 tych w USA mężczyźni stanowili 97% wszystkich prawników, 95% lekarzy, 78% wykładowców, 97% członków kongresu, senatorów, ambasadorów. No i już.

Książka, o której tu wspominam, była więc wstrząsem dla kreatorów powyższego rozwiązania, gdyż autorka wskazywała, na przykładzie własnym (była bardzo wykształconą kobietą) i innych kobiet, jakie są skutki “udomowienia” połowy społeczeństwa.

O tych skutkach zaś, takich   jak  osamotnienie, frustracja, depresja, brak sensu życia, poczucie bycia uwięzioną, wyizolowaną, pozbawioną szans na rozwój nie zaczynający się i kończący w domu – kobietom nie wypadało mówić z powodów patriotycznych.

Milczały więc, starając się sprostać stawianym im oczekiwaniom.

Jedyne co mogło się tu stać to wzrost  “objawów” nerwicowych  i depresji u kobiet, wynikających ze stłumionych emocji i frustracji.

Jak się to ma do Ciebie?

Oczywiście sytuacja w naszym kraju była  i jest inna ale istnieje  polski syndrom udomowienia kobiet.

Ma on bardziej charakter “dzielnej ofiary”, (za Mirosławą Marody i Anną Giza Poleszczuk “Być kobietą, być mężczyzną” ).

Natomiast Sławomira Walczewska pisała o “matce gastronomicznej”czyli jak rozumiem, karmiącej innych.

Pamiętam własne emocje, gdy uczyłam się mówić, że jestem z tych “nie gotujących”. Bo przecież kobieta karmi innych i jest  wstyd  (?!) (tłumaczymy się), że nie gotuję dla siebie i całej rodziny, po pracy, codziennie i z entuzjazmem, a wręcz ta czynność nudzi mnie i męczy, bo chętniej robię po prostu inne rzeczy.

Przy czym nie mówimy tu o byle jakim gotowaniu: kobieta –matka gastronomiczna gotuje sama, nie kupuje gotowców, najlepiej też gdy  codziennie jest  świeżo ugotowane jedzenie,  zupa, drugie danie  deser.  Taki przekaz może nieświadomie tkwić w naszych głowach. W mojej, na przykład, tkwił choć nikt mi tego wprost nie mówił.

I znowu: super, jeśli to przekonanie, że wszystko robić sama i to  wersji maxi działa Ci dobrze i jesteś przy tym zdrowa i szczęśliwa. 

Ale co z tymi kobietami, które widzą, że  to  nie ich bajka i nie są szczęśliwe z takiego „modelu kobiecości”?

A jednocześnie czują, że są jakieś nie prawidłowe, wadliwe, egoistyczne, leniwe, nie kobiece, gdy nie mają ochoty, nie widzą sensu, nie mają zamiaru kontynuować tej narracji o kobietach „typu matka gastronomiczna”?

Docieranie,  w prowadzonych przeze mnie sesjach z kobietami, do  zmiany w myśleniu, aby temat jedzenia ogarnąć inaczej,  zajmuje niektórym kobietom naprawdę sporo czasu.

Wymaga to również podważenia w swojej głowie podwalin myślenia ograniczającego nasze myślenie (patriarchalnego, gdzie system wskazuje miejsce kobiecie).

 Uświadomienie sobie tej sytuacji, ról do jakich jesteśmy delegowane przez rodzinę i tzw. kulturę  i potem  decyzja o podjęciu zmiany  w swoim myśleniu to naprawdę wyzwanie.

Możesz jednak to zrobić! 

Zmierzam do tego, że zmiana swojego myślenia o roli kobiety jest możliwa choć nie jest łatwa.

Szczególnie jeśli rządzą w naszych umysłach nie nazwane dotąd, nieświadome, a wdrukowane w nasze umysły, już w dzieciństwie, przekonania.  Są one jak aplikacje wgrywane w nasze umysły od dzieciństwa, bez naszej świadomej zgody . Jest to tak zwane „wychowanie”.

To przeciwnik, którego jednak należy i można nazwać .

Zauważyć jak próbuje nami rządzić za pomocą poczucia winy, zawstydzania o wprowadzania w lęk, że nie jesteś taka jaka powinnaś być.  A kysz!

Czy znasz te uczucia?

Sama przez to przechodziłam i naprawdę wiem, co to za siła, która umieściła w naszych głowach te przekonania, szczególnie te: “co powinnam” i “muszę”. Te są szczególnie wredne i kontrolują nas poczuciem „bycie nie w porządku” i :bycia egoistką”.

Można się od nich uwolnić! Inaczej nie przestaniesz się bać chcąc być naprawdę sobą.

Nieraz obserwuję u siebie echa tych przekonań, ale  są to już takie sobie wydmuszki,  ale jednak nadal potrafią  zaskoczyć i na chwilę zdemotywować.

 Teraz bywają już  u mnie tylko na chwilę i po ich zaobserwowaniu i nazwaniu i odpuszczeniu ich odpadają, jak nie potrzebne skorupki.

Ty też możesz popracować nad swoimi przekonaniami, sama , ze mną, poznając ich naturę i stopniowo wymontowując je ze swojego umysłu.

Zależy na jakim etapie poznawania siebie jesteś, ale zawsze masz wybór.

Możesz czytać  newsletter, słuchać  moich nagrań, pracować sama  lub wejść w proces zmiany ze mną, znaleźć grupę kobiet dla siebie, zapisać się na warsztat o lęku i zainwestować w swój rozwój.

Cokolwiek zrobisz, to jest ważne. To Twój proces.

Refleksja i działanie – to podstawa uczenia się nowych rzeczy u dorosłych ludzi.

 Twoja decyzja i wybór, to, co zrobisz jest  ważnym krokiem ku sobie, ku uwolnieniu się od lęku przed byciem sobą.

Przygotowanie się  do wędrówki ku upragnionej drodze ku Sobie, ku swojej prawdziwej Istocie,  to bardzo ważny i niezbędny etap. Nie szczędź więc czasu dla siebie.

Wiedza, na temat tego, czego potrzebujesz, by Twoja podróż do Siebie zaowocowała sukcesem, to podstawa.

Dlatego przekazuję ją i rozwijam w swoich publikacjach i projektach indywidualnych i warsztatowych, w formie podcastu, bloga czy kanału Youtube.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Spodobał Ci się wpis? Proszę, podaj dalej. Dziękuję!

Scroll to Top